poniedziałek, 14 listopada 2011

ANARCHIA I TUŃCZYK


Właśnie dotarła do mnie przesyłka pocztowa z najnowszą książką Grzegorza Wróblewskiego. Otwieram tom „Dwie kobiety nad Atlantykiem” i niemal od razu trafiam na wiersz p.t. „Anarchia i tuńczyk”. Szukałem bezskutecznie tego tekstu w książce „Hotelowe koty”, która przecież jest wydawnictwem w rodzaju wierszy zebranych (oczywiście mogłem zapytać autora…). Nie pamiętam już teraz, czy przeczytałem ten świetny tekst w jakimś niszowym czasopiśmie literackim, czy Grzesiek pokazywał mi go w Kopenhadze w 2004 (w 1999?) przy okazji przekładu na duński dla pisma literackiego Øverste kirurgiske? Nieważne. Ważne, że jest w najnowszej książce Wróblewskiego pt. „Dwie kobiety nad Atlantykiem” (Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2011) na str. 9.


Grzegorz Wróblewski

ANARCHIA I TUŃCZYK

anarchiści rzucają koktajlem Mołotowa kupionym
za socjalne pieniądze
obliczają, ile muszą wydać na skuteczne załatwienie
jednego policjanta
trzeba rządzić się umiejętnie, bo przecież musi wystarczyć
na tuńczyka z puszki oraz cytrynę
tuńczyk z puszki to coś dla buntownika: potrawa tania
i można na niej długo pociągnąć!
państwowi urzędnicy regularnie wypłacają anarchistom
zasiłki i w ten sposób popierają anarchię
urzędnicy i anarchiści to podobno dwa zaciekle
zwalczające się światy!
nie można mówić przy urzędniku o anarchiście, bo z miejsca
dostanie nerwowej czkawki, a anarchiście o białej koszuli
wpuszczonej w szare spodnie, bo wyciągnie nóż
trudno być urzędnikiem i równie trudno być anarchistą,
a już na pewno nie wypada być anarchistą
w opiekuńczym kraju