wtorek, 31 października 2017

Nekrolog orzeszka ziemnego

Xu Lizhi

Nekrolog orzeszka ziemnego

Nazwa towaru: Masło orzechowe
Skład: orzeszki ziemne, maltoza, cukier, olej
roślinny, sól, dodatki (sorbinian potasu)
Numer produkcji: QB / T1733,4
Metoda konsumpcji: Gotowy do spożycia po
otwarciu opakowania.
Sposób przechowywania: Przed otwarciem
przechowywać w suchym miejscu z dala od światła
słonecznego, po otwarciu należy przechowywać
w lodówce. 
Producent: Shantou City Bear-Note Foodstuff 
Company, LLC
Adres: Budynek fabryki B2, Far East Industrial Park,
Brooktown North Village, Dragon Lake, Shantou City.
Telefon: 0754-86203278 85769568
Faks: 0754-86203060
Data przydatności do spożycia: 18 miesięcy
Miejsce produkcji: Shantou w prowincji Guadong
Strona internetowa: stxiongji.com
Data produkcji: 8.10.2013




[wiersz w przekładzie Wioletty Grzegorzewskiej z tomu widocznego powyżej: Xu Lizhi Nekrolog orzeszka ziemnego, Wydawnictwo Eperons-Ostrogi, Kraków 2017, str. 22]

niedziela, 29 października 2017

Gotyk śląski

Maciej Bieniasz, Gotyk śląski, 1973

Maciej Bieniasz, Zielone okno, 1978

[Skany z katalogu wystawy Wprost. 1966-1986, która eksponowana była w Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha (10.09.2016-08.01.2017), str. 268 i 278]

sobota, 28 października 2017

Z niczym porównać ani pomylić

Jerzy Kronhold

Płacz

Czy słyszeliście jak płaczą lisy
stłoczone w klatkach
zwłaszcza w nocy w lecie
po upalnym dniu w piątek gdy niesie się
głos i słychać akordeon na wiejskim
weselu śmiechy przy grillu
i odległe o wiele kilometrów buczenie
elektrowozu ciągnącego wagony
z Koszyc do Bogumina
lisy płaczą i nie można tego 
z niczym porównać ani
pomylić



[Wiersz z tomu widocznego powyżej, wydanego w 2014 roku i kupionego wczoraj w Taniej Książce na ulicy Grodzkiej (w drodze na obrony dyplomów w Akademii Fotografii) za 14 zł... Okładkowe zdjęcie autora pochodzi z archiwum Joanny Helander. Czytam od wczoraj tę książkę z dużą przyjemnością, znajdując raz po raz kapitalne teksty (wiersze Jerzego Kronholda słabo znałem do tej pory), utwierdzając się przy okazji po raz kolejny, że nowa fala jest dla mnie istotnym punktem czy też płaszczyzną odniesienia. Że pojawiający się w wierszach poetów tego nurtu (no tak, sami faceci...) wnikliwy ogląd realnego jest czymś unikalnym w rodzimej działalności artystycznej, co widać szczególnie, gdy robię sobie prasówkę, czytając artykuły zamieszczone w Szumie lub Dwutygodniku.]

środa, 25 października 2017

Rewolucja w fotografii

[Aleksander Rodczenko, Parada sportowa. Dziewczęta z chustami, 1935. Zdjęcie nagrodzone w konkursie fotograficznym "Moskwa" w 1935 roku. Odbitka srebrowo-żelatynowa: 45 x 59,5 cm. Muzeum Moskiewski Dom Fotografii
Skan z katalogu świetnej wystawy Aleksander Rodczenko. Rewolucja w fotografii, która gościła w Muzeum Narodowym w Krakowie od maja do sierpnia 2012.
1935. Dwa lata po klęsce głodu na Ukrainie, rok po zabójstwie Kirowa, rok przed aresztowaniem Zinowiewa i falą największego terroru... Ciekawe jak potoczyły się losy dziewczyn z pierwszego szeregu? ]

poniedziałek, 23 października 2017

Pani listonoszka chyba po raz pierwszy obdarzyła mnie dzisiaj uśmiechem...

...być może zresztą dlatego, że ja się do niej pierwszy uśmiechnąłem, zobaczywszy jaką przesyłkę trzyma pod pachą. Zamawiając te operę nie przypuszczałem, że takie niszowe wydawnictwo... Hiszpańska Glossa to jedna z moich ulubionych oficyn, wydających płyty z muzyka barokową. No i słucham teraz opery Marina Marais, której bohaterką jest kochanka Zeusa i matka Dionizosa (uśmiercona podstępnie przez zazdrosną Herę),  mając też w pamięci, że żona kompozytora - Catherine d'Amicourt - powiła mu dziewiętnaścioro dzieci...

niedziela, 22 października 2017

...a materiał wyszedł dobry, zwięzły, a najważniejsze, że prawdziwy.

Serhij Żadan

Jewtuszenko

Ile to przy tej całej bieganinie
trzeba robić różnych 
głupot, kto by pomyślał.

Z samego rana dzwoni koleś,
mówi: stary, ratuj,
muszę mieć materiał, i to już.
No i masz, zamiast doprowadzić się
do jako takiego ludzkiego wyglądu,
wal, człowieku,
broń przyjaciół
przed codziennymi bolączkami.

Co to jest? - zapytał. Materiał -
mówię - pamięci Jewtuszenki.
A co, to już? - on na to.
Tak - mówię - wczoraj tu
w knajpie słyszałem. Albo na dworcu,
jak żeśmy tankowali. Wiesz, tam gdzie
całodobowy?
Tak, wiem - on na to. - Ech,
kurde, a ja dopiero co słuchałem
przez radio, jak przemawia. O inteligencji.
Albo o demokracji. - Pewnie jednak
o demokracji - mówię
po namyśle. Aha - zgodził się - 
o demokracji.

Wiesz - znowu zaczął po chwili -
czasem sobie myślę, że demokracja
to jedno wielkie gówno, cała,
rozumiesz, cała ta demokracja.

Był późny wieczór, staliśmy już
na dworcu pod całodobowym,
nie potrafiłem znaleźć kontrargumentu.

Nazajutrz rano koleś
znowu zadzwonił. A niech to -
powiedział zmartwiony. - Patrz, co za 
pech: okazuje się, że on jeszcze żyje,
dobrze, że rano sprawdziłem, bo
wkopalibyśmy się z twoim materiałem.
No, chwała Bogu - mówię. - Kto by
pomyślał. Co "chwała Bogu"?!
Mamy dziurę na szpalcie, musieliśmy
dać dwie krzyżówki. A my, sam wiesz,
nie jesteśmy gazetą od krzyżówek:
my
nie jesteśmy gazetą
od krzyżówek!

No, dobrze - mówię, kiedy 
się już uspokoił. To co, mam z
Materiał? - zamyślił zabrać
materiał?
Materiał? - zamyślił się.
Nie, niech zostanie u nas:
bo ile on tam jeszcze pociągnie,
a materiał wyszedł
dobry, zwięzły,
a najważniejsze, że 
prawdziwy.

[wiersz przekładzie Oli Hnatiuk i Adama Pomorskiego z tomu: Serhij Żadan Etiopia/Eфioiя, wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2011, str. 101-105]



[Bohater wiersza Serhia Żadana umarł w tym roku (1 kwietnia). W maju 1995 trochę przypadkowo trafiłem w Moskwie do auli tamtejszej politechniki, gdzie miał miejsce poetycki spęd w rocznicę (o ile dobrze pamiętam) innej literackiej imprezy, jaka odbyła się w tym miejscu w czasie tzw. odwilży chruszczowowskiej. Wystrzelałem tam trzy rolki Delty 400... Jak ponownie uruchomię Coolpixa 9000, to może (kto wie?) coś z tego materiału zeskanuję? Jewgienija Jewtuszenkę, który też się tam produkował, zapamiętałem  jako niezłego showmana, świetnie panującego nad publicznością, którego kolejne przeczytane wiersze nagradzano burnymi apładismientami.]

piątek, 20 października 2017

Poezja za 14 zł

Musiałem coś załatwić dzisiaj w Akademii Fotografii (tzn. podpisać się pod dokumentem, który otwiera drogę do dyplomu Bartoszowi Dworskiemu i jego świetnemu projektowi Leningrad) i na Grodzkiej - jak zawsze - wstąpiłem do taniej książki, gdzie wydałem tytułowe 14 PLN.


Z powyższego zestawu na pierwszy ogień wybrałem wiersz - nieznanego mi wcześniej - Petra Halmay'a:


Petr Halmay

Widać stąd rzeką
Wiersz o matce


1.

Być może wtedy jeszcze
wszystko mogło potoczyć się inaczej...

Latarnie jak owoce
wolno huśtają się nad ulicą.
przy stole matka pisze list do siostry
w ich obcym ojczystym języku.

Duchota.

W głębokiej ciszy lipcowej nocy
słychać, jak wieczne pióro sunie po kartce
i cicho trzaskją
włosy dotknięte dłonią.


2.

Wychodzę z domu.
Na rogu niemieckie turystki
wybuchają głośnym, gardłowym śmiechem.

Karoserie aut jak resztki trylobitów...

W tym miejscu ulicę przecina główna aleja.

Druty nad torami zwisają jak pajęczyna,
światło na dachu taksówki
płynie samotnie między przystankami...


3.

Kiedy byłem mały,
latem czasami chodziła po mieście boso.
O swoich Węgrzech nie wspominała prawie nigdy...

Rzadko zaglądała do mojego pokoju.
Wieczorami nigdy nie miała czasu:
wtedy wciąż jeszcze mogła się podobać - 
nierozbijalny obraz...

I jeszcze ten język!

I właśnie to ma mi po niej pozostać?!

Widać stąd rzekę.
Pachołki na nabrzeżu niczym ludzkie głowy.
A gdzieś tam w praskich Holeszovicach
matka zaczyna kolejną stronę listu...

[wiersz w przekładzie Doroty Dobrew z tomu: Petr Halmay Tylne światła/Koncová světla, wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2011, str. 63-65]

czwartek, 19 października 2017

Natomiast Wojciech Wilczyk przedstawił...

Gdy szukałem ostatnio w sieci recenzji projektu Wojciecha Prażmowskiego biało-czerwono-czarna, dobry wujek Googiel wyświetlił mi link do tekstu z miesięcznika Czas Kultury, który owszem jest recenzją, ale wystawy Świat nie przedstawiony. Dokumenty polskiej transformacji po 1989 roku, kuratorowanej przez Adama Mazura i pokazywanej w Centrum Sztuki Współczesnej - Zamek Ujazdowski w 2012 roku. Czytając ów artykuł pióra Agaty Wdowik, znalazłem też fragment poświęcony mojej osobie:

Natomiast Wojciech Wilczyk przedstawił zdjęcia z niedokończonego projektu „Czarno-biały Śląsk”. Podczas objazdówki po górnośląskich miasteczkach rejestrował witryny małych sklepów w zubożałych dzielnicach. Ostatecznie zdjęcia wykorzystał z Krzysztofem Jaworskim do wyprodukowania w 2002 roku książeczki z jego wierszami i owymi śląskimi zdjęciami.

Zaledwie trzy zdania i same nieścisłości... Cykl Czarno-Biały Śląsk został ukończony i nawet doczekał się albumu wydanego przez Galerię Zderzak oraz Górnośląskie Centrum Kultury w Katowicach. Miało to miejsce w roku 2004. W drugim zdaniu użyte zostało słowo "objazdówka", jednak w nieznanym mi do tej pory znaczeniu (dr Agata Wdowik pracuje na Instytucie Polonistyki Stosowanej UW), więc aż zerknąłem do Słownika Języka Polskiego PWN, gdzie tłumaczy się go jako:
1. pot. «trasa objazdowa jakiegoś zespołu»
2. pot. «droga objazdowa»
3. pot. «wycieczka zagraniczna, której celem jest zwiedzanie»
Owszem, w 2001 roku sporo czasu spędziłem na jeżdżeniu po takich "śląskich miasteczkach" jak: Bytom, Chorzów czy Zabrze. Wreszcie w kwestii "wyprodukowania" z Krzysztofem Jaworskim "książeczki" Kapitał, to znalazły się w niej kadry z materiału zarejestrowanego podczas pracy nad Czarno-Białym Śląskiem, a nie te (kolorowe), które pokazano na Świecie nie przedstawionym...

Tekst napisany przez Agatę Wdowik jest ze wszech miar kuriozalny. Czytając go nie mogłem uwierzyć, że ten wylew ignorancji dopuszczono do druku w tak renomowanym jednak piśmie, jak Czas Kultury... W memoriale im. Karola Maliszewskiego Agata Wdowik spokojnie załapała by się do medalowej trójki w generalce.

środa, 18 października 2017

Mały realizm

Pracując nad tekstem (za który już mi zapłacono) o obrazowaniu Zagłady... Właściwie to robiąc (nie mające końca) poprawki... Postanowiłem puścić coś w temacie (w sensie utworu otwierającego album, choć w temacie właśnie byłby raczej jakiś pretensjonalny utwór pasyjny, np. JSB...). AT100E daje radę, choć dźwięk z AT120E był wyraźnie miększy, co nie znaczy, że lepszy (chyba wolę jednak ten ostrzejszy). Ostra lampa na zewnątrz, więc odpuściłem sobie zdjęcia do końca tygodnia (zresztą na gałęziach ciągle zwisają te zielone, zasłaniając to i owo, co jest ważne w kadrze, więc raczej do końca miesiąca...). Taki to i mały realizm dzisiejszego dnia. Jak się rozprawię ze pewnym zdjęciem z tzw. Raportu Stroopa oraz nawiązującym do niego fragmentem prozy Jarosława Marka Rymkiewicza, będę zdecydowanie do przodu!

wtorek, 17 października 2017

Ponownie (po chyba ponad 4 miesiącach przerwy) uruchomiłem gramofon...

A wcześniej zamontowałem nową wkładkę (Audiotechnica AT100E), którą wycentrowałem (a wcześniej musiałem przylutować kabelek od lewego kanału, bo mi się urwał), wyważyłem ramię, ustawiłem antyskating, wreszcie wypoziomowałem Pro-jecta i gra! 
Vivaldi, Concerti per Violino, Arthur Grumiaux - Violine, Statskapele Dresden - Vittorio Negri. Eterna 8 26 495. Ta płyta ma 29 lat...


[W testach Asusa uprzedzano, że niespecjalnie radzi on sobie w słabym świetle... c.b.d.u.] 

poniedziałek, 16 października 2017

Wernisaż wystawy „Joanna Helander. Archiwum otwarte” w galerii Fundacji Kultura Obrazu w Katowicach

Co miało miejsce w zeszły piątek 13 maja o godz. 18:00. Fundacja Kultura Obrazu zajmuje się opracowaniem archiwum fotografki, co ma skutkować w niedalekiej przyszłości m.in. dużą ekspozycją oraz albumem fotograficznym. Z czego już się cieszę, ponieważ bardzo cenię zdjęcia Joanny. Prawdę mówiąc, nie byłoby Czarno-Białego Śląska bez jej fotografii z Rudy Śląskiej, jakie znalazły się w wydanym w Szwecji (w 1978 roku) albumie Kobieta, a które najpierw zobaczyłem w 1994 roku w 15/16 numerze nieistniejącego już pisma Na Głos.

 
 
 

 
 
 
 

 
 

sobota, 14 października 2017

Żołnierze W...ęci

Powrót do tematu. Po chyba półrocznej przerwie. No i nie zauważyłem, że mam  w puszce ustawiony zapis wyłącznie w postaci JPG-ów... Fuck! I tak muszę tam wrócić, kiedy liście z krzaczka spadną i odsłonią litery Y, K i L.

[Wola Filipowska, DK-79, 14.10.2017]

piątek, 13 października 2017

czwartek, 12 października 2017

Bezbramna brama

Czy też za bezbramną bramą lub przed, albo może pomiędzy, tu i tam, wiersz napisany przez mnicha zen Mumona Ekai (ch. Wu-men Hui-k'ai) w XIII wieku w Chinach (przetłumaczony pod koniec XX stulecia z angielskiego na polski przez Jerzego Jastrzębskiego), pochodzący ze słynnego zbioru koanów Mumonkan (czyli Bezbramna brama właśnie). Po tym wszystkim co się wydarzyło w polskiej poezji w drugiej połowie minionego wieku, kiedy nastąpiło definitywne zerwanie z tradycją melodyjnych rymowanek, tekst Mumona brzmi niebezpiecznie współcześnie... 

Na to samo pytanie 
Pada ta sama odpowiedź.
W ryżu jest piasek,
W błocie są ciernie.

środa, 11 października 2017

Tymczasem przenoś moję duszę utęsknioną... (2)

Bernardo Bellotto, Canale Grande z Palazzo Corner-Spinelli w stronę Rialto, Wenecja (1738-40)

[Ołówek, piórko, brązowy tusz, 265 x 389 mm, praca w kolekcji Rijksmuseum, Amsterdam. Skan z książki Canaletto, Bernardo Bellotto Paints Europe, Hirmer Verlag, Munich 2014, str. 161. Będę do tego albumu - jak to wcześniej zapowiadałemjeszcze nie jeden raz wracać. Słucham sobie właśnie Suitte d'un Goût Etranger, Pièces de viole du IV Livre, 1717 Marina Marais w wykonaniu Jordi Savalla (et consortes), co dziwnie pasuje mi do tego obrazka (mimo, że francuski barok, to jednak inna bajka, niż włoski, no i utwory wcześniejsze co najmniej o 20 lat), a także do jesiennego widoku za oknem...]

wtorek, 10 października 2017

Patrząc w świat prosto i daleko...

Wiersz Grzegorza Kwiatkowskiego z książki Sową, która 6 listopada będzie miała premierę w Biurze Literackim. Tak się składa, że znam ten zestaw tekstów od dłuższego czasu (metoda pracy Kwiatkowskiego jest mi bardzo bliska i nie dotyczy to tylko sfery słowa) tym bardziej więc się cieszę, że ujrzy światło dzienne w postaci publikacji, domykającej trylogię, składającą się z wydanych wcześniej tomów Radości (2013) i Spalanie (2015)


SS-Unterscharführer Franz Suchomel, który tak ładnie odśpiewał Hymn Treblinki w obecności ekipy Claude'a Lanzmanna pracującej nad dokumentem Shoah (nie wiedział jednak, że jest filmowany ukrytą kamerą), w rozmowie z reżyserem stworzył też swoistą definicję tego ośrodka zagłady. 

Suchomel: Treblinka war ein zwar primitives, aber gut funtktionierendes Fließband des Todes.
Lanzmann: Fließband?
Suchomel: ...des Todes. Verstehen Sie?
Lanzmann: Ja, ja. Aber primitiv.
Suchomel: Primitiv. Zwar primitiv, aber gut funtktionierendes Fließband des Todes.

Pozwoliłem sobie do niej nawiązać w jednym z wierszy z książki Realizm

niedziela, 8 października 2017

„Schauenviertel‟

Wim Wenders, „Schauenviertel, Berlin, 1992

Podczas pierwszego dłuższego pobytu w Berlinie w 1993 roku, zupełnie przypadkowo trafiłem do dzielnicy Prenzlauerberg, w której wiele miejsc wyglądało jak na tej fotografii Wendersa. Oczywiście robiłem wtedy zdjęcia, ale w zupełnie innej stylistyce... Trochę czasu zajęło mi skrócenie dystansu do realnego i dojście do weryzmu, z jakim Wenders był od dawna za pan brat. Jeśli idzie o kwestie techniczne, to fotografia powyższa wykonana została kamerą Makina 67, którą reżyser - jak wspomina o tym w wywiadach - kupił w komisie. Urządzenie zostało wymyślone przez niemiecką firmę Palubel (aparat nawiązywał do reporterskiego Paubela Makiny z lat trzydziestych, w którym obiektyw z miechem wyciągało się z korpusu na nożycowych prowadnicach), a firmowane przez japońską firmę Komio Doi. Japończycy zakupili Palubela pod koniec lat siedemdziesiątych i podrasowali prototyp, do którego w wersji produkcyjnej korpusy wytwarzała Konica, a obiektywy Nikon. Makina 67 wyposażona była w szkło o ogniskowej 80mm i świałosile 2.8, nieco później ofertę poszerzono o wersję 67W z szerokokątnym obiektywem o ogniskowej 55mm.

piątek, 6 października 2017

Kurier (nie) dzwoni dwa razy


Ten granat z okładki po lewej stronie to raczej kwaśny będzie...
Chyba nadszedł ten moment, żeby kupić oratorium Il serpente di bronzo w  kapitalnym wykonaniu Ensemble Inégal. I może jeszcze serenadę Il diamante (która była prezentem ślubnym Marii Józefy, żony Augusta Sasa III, dla żeniących się - szwabskiej baronessy Joanny von Stein i księcia Jerzego Ignacego Lubomirskiego)?

czwartek, 5 października 2017

Pionowo (z Góry Syjon)

Wim Wenders, Jerusalem seen from Mount Zion, 2000

[Już nie pamiętam, gdzie czytałem wywiad z Wendersem, w którym mówił, że do panoram używa (używał?) japońskiej kamery o nazwie Art Panorama. Ponieważ oprócz modelu 617 firma Tomiyama produkowała też wersję 624, więc sprawdziłem proporcje widoku z Syjonu (zdecydowanie pierwsza opcja). Kiedyś byłem o krok od kupienia Linhofa Technoramy 612pc, a nieco później chińskiego wynalazku o nazwie Widepan Pro II 140 (można było na Ebay'u trafić na sprawny egzemplarz za 4-5K). Stare dzieje, aż mi się łza w oku zakręciła...
Bardzo lubię zdjęcia Wendersa i chociaż ich autor ma zwyczaj opowiadać o nich w nieco pretensjonalny sposób, to zdecydowanie trudno by go było nazwać fotografikiem. Zresztą Niemcy nie mają w swoim słowniku tego kretyńskiego terminu. Ot differentia specifica...
Tak jak poprzednio jest to skan z albumu: Wim Wenders Bilder von der Oberfläche der Erde, Schrimer/Mosel, München 2001.]

środa, 4 października 2017

Pionowo

Wim Wenders, Jerusalem seen from the Mount Olives, 2000

[Tytuł zdjęcia (innych też) po angielsku, a książki po niemiecku, dotyczy to także esejów w niej zawartych... Skan z albumu: Wim Wenders Bilder von der Oberfläche der Erde, Schrimer/Mosel, München 2001. Obrazy z powierzchni ziemi... Zawsze uważałem, że fotografia to działalność mocno powierzchniowa.]

wtorek, 3 października 2017

Poezja TVN

I ty także możesz zostać Harunem Farockim...
W Berlinie trwa teraz jego duża retrospektywa (prawdę mówiąc, nie za bardzo przepadam...).

poniedziałek, 2 października 2017

Szkoda...

Tak sobie myślałem (żywiłem tzw. nadzieję), że może tym razem Szanowne Żuri Nagrody Najki wyłamie się ze schematu i nagrodzi (jednak zerknąwszy na skład żurorów oraz ich szefa, wiedziałem od razu, że to nieprawdopodobne) np. Genowefę Jakubowską-Fijałkowską... Co oczywiście nie nastąpiło, ponieważ trzeba było wyróżnić przedstawiciela rodzimej literatury zastępczej, czyli reportażu ;)) Więc na pohybel (wiadomo komu) wklejam poniższy skan z książki Paraliż przysenny. Szkoda...

niedziela, 1 października 2017

Małgorzata Lebda o "Blue Pueblo" w Prologu

No tośmy się doczekali z Grzegorzem Wróblewskim tekstu o Blue Pueblo w piśmie naukowym (sic!) z bibliografią oraz przypisamy... Małgorzata Lebda pisała już wcześniej o projekcie w ArtPapierze, a tu proszę, pismo Prolog i numer o tytule Literatura wykadrowana. Ale najpierw dwie uwagi. Wydaje mi się, że Barthesowskie kategorie punctum i studium, można odnieść też do samego fotografującego oraz procesu wykonywania zdjęć, w tym sensie, że owo nakłucie może być sygnałem płynącym od tego, co niejako domaga się rejestracji. Czyli, że cała sprawa nie dotyczy (nie powinna dotyczyć) wyłącznie wrażeń z lektury zarejestrowanych przez kogoś obrazów fotograficznych. Druga istotna kwestia to pierwszy, oddzielony dywizem, moduł tytułu ekspozycji w MOCAK-u o brzmieniu Poezja i fotografia, który nie pochodził od nas, a był efektem żmudnych negocjacji z dyrekcją tej instytucji (dlatego też po wspomnianej pauzie pojawia się słowo projekt)... Moją i Grzegorza intencją było uniknięcie takiej kategoryzacji i prezentacja przedsięwzięcia jako rodzaju gestamtkunstwerku, czym w istocie jest Blue Pueblo. Miłej lektury!